BASS DIY, czyli gitara basowa własnej roboty #1
Jest pewien rodzaj ludzi których darzę szczególną sympatią. To ci żyjący maksymą Alberta Einsteina: "Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić. I wtedy pojawia się ten jeden, który nie wie, że się nie da, i on właśnie to coś robi." Lata temu trafiłem na stronę mombasa, której dzisiaj szukałem dobry kwadrans. Okazało się, że dość nieokrzesany facet jest w stanie zrobić coś fajnego. Zbudował bas własnego projektu i piec gitarowy ze starego telewizora, zasilacza komputerowego i radia. Oczywiście internet opluł jego dokonania... Mi się podobało. To właśnie na prymitywnych gitarach z pudełka po cygarach rodził się blues. Mój brat, śmigał jakiś czas na własnoręcznie zbudowanym jesionowym Explolerze, który sustainem miażdżył gitary za 1500zł. Tak więc wiedziałem, że się da. Czemu więc nie spróbować? Choć od sześciu lat nie utrzymałem się długo w żadnym zespole to będąc w Turcji, grając na ukulele brakowało mi basidła. Postanowiłem zbudować wiosło swoich marzeń. Początkowo miała to być gitara stylizowana na bas Marka Sandberga z zespołu Morphine, lecz później zmieniłem plany. Na allegro kupiłem gryf po okazyjnej cenie i zabrałem się do projektowania. Chciałem zrobić gitarę z modrzewiu, ponieważ nikt tego wcześniej nie robił. Pierwsze telecastery i telebasy były z sosny tak więc modrzew też się nadaje. Wiem, że puryści zaraz mnie zjedzą, ale.... Sosny do budowy gitar nie używa się często z czterech powodów:
Modrzew miałem w domu, ponadto to drewno bardzo wytrzymałe, używane nawet przy budowie mostów. Okazało się jednak, że materiał pochodzi z suszarni, dechy były zwichrowane i za cienkie. Cóż. Ktoś rzucił jednak jesion. Okazało się go ciut mało, więc poszła doklejka z dębu. Taki kawałek pozytywnie wpłynął na wyważenie basu, ale o tym później. Czy ma to istotny wpływ na brzmienie? Nie. Można dywagować, że twardy kawałek dębu działa jak ekran odbijający dźwięk, wydłużając sustain, ale nie robiłem żadnych testów, a pustych deklaracji nie lubię. Po powrocie do Polski przyszła pora na zakupy i skrobanie.
Tak wyglądała decha. Klejona z kilku części bo bałem się wichrowania. Na zdjęciu tuż przed wstępną obróbką CNC. Zdecydowałem się na tą metodę ponieważ żal mi było patrzeć jak taka fajna maszyna leży i się marnuje.
Jak widać praca w takim materiale kompletnie nie robi na niej wrażenia.
Do stworzenia projektu może posłużyć dowolny program typu CAD. Na zdjęciu widać system operacyjny jakim jest stare, poczciwe Ubuntu CNC i program EMC2.
Pięciostrunowy gryf okazał się być czterostrunowy. Jakiś Czesiek wywiercił dodatkowy otwór, wyskrobał nożem do tapet nowe siodełko i opchnął jako piątkę... Nie miałem możliwości tego sprawdzić. Trudno, robimy czwórkę.
Co gorsza, Czesiek zmienił rozmiar kluczy. Postanowiłem nie psuć tego gryfu bardziej z uwagi na to, że poza tymi defektami był naprawdę ok. Długi, prosty i twardy. Taki jak lubię.
Ferelny otwór zamaskowałem odpowiednio wyprofilowanym drewnianym kołkiem i zaszpachlowałem. Głowka stylizowana na telebass.
Zamiast cienkiego siodełka zamontowałem grube niespotykane w fenderowatych basach. Otwór na nowe został wyfrezowany na CNC. Było to zadanie o tyle trudne, że ewentualne potknięcie, zgubienie kroku przez maszynę niszczyło nieodwracalnie gryf. Gdyby siodełko było zbyt blisko pierwszego progu bas przestałby zwyczajnie stroić. Gdyby za daleko podobnie, ale to akurat dałoby się poprawić. Frez musiał także wybrać trochę materiału z dołu bo nowe siodełko wchodziło zdecydowanie głębiej. Najgorsze w tym wszystkim było to, że do pierwszego strojenia nie wiedziałem czy wymiana się udała.
Pierwsza przymiarka po wyjęciu z CNC. Czemu zaniechałem się budowy basu Marka Sandmana? Zraziło mnie zbyt dużo szczegółów oraz hipotetyczne problemy z wyważeniem. Zresztą, od zawsze miałem słabość do vintagowych desek a'la telebass.
Decha po nadaniu jej właściwego kształtu i zaokrągleniu krawędzi. Wygląda obłędnie, a jeszcze lepiej pachniała. Potrafiłem spędzać długie chwile wąchając kwaśny dąb i słodkawy jesion. Niestety skończyło się to z pierwszą warstwą lakieru. Nie jestem zwolennikiem "sklejek lutniczych" i innych tanich wynalazków. Warto wspomnieć, że po wstępnym szlifowaniu warto zabrać dechę na jakiś czas do domu. Niech drewno przyzwyczai się do innej temperatury. W moim przypadku nie obyło się bez ponownego szlifowania.
Nie wszystko pasowało jak należy. Maszyna zgubiła gdzieś krok i kieszeń wyszła za mała. Tarnik w dłoń i do pracy. Gryf delikatnie wyszlifowałem by lepiej dolegał i przekazywał wibracje.
- Żywiczność. Sosna długo sezonuje, nawet po tym okresie potrafi puścić żywicę.
- Wytrzymałość. Sosna to miękkie drewno, podatne na wgniecenia.
- Waga. Większość sosnowych wioseł leci na gryf co nie jest wygodne.
- Pierwsze telecastery i telebasy Fendera były z sosny. Od 2011 znów produkuje się gitary pod tajemniczą nazwą Pine Series. Czyli się da.
Modrzew miałem w domu, ponadto to drewno bardzo wytrzymałe, używane nawet przy budowie mostów. Okazało się jednak, że materiał pochodzi z suszarni, dechy były zwichrowane i za cienkie. Cóż. Ktoś rzucił jednak jesion. Okazało się go ciut mało, więc poszła doklejka z dębu. Taki kawałek pozytywnie wpłynął na wyważenie basu, ale o tym później. Czy ma to istotny wpływ na brzmienie? Nie. Można dywagować, że twardy kawałek dębu działa jak ekran odbijający dźwięk, wydłużając sustain, ale nie robiłem żadnych testów, a pustych deklaracji nie lubię. Po powrocie do Polski przyszła pora na zakupy i skrobanie.
Tak wyglądała decha. Klejona z kilku części bo bałem się wichrowania. Na zdjęciu tuż przed wstępną obróbką CNC. Zdecydowałem się na tą metodę ponieważ żal mi było patrzeć jak taka fajna maszyna leży i się marnuje.
Jak widać praca w takim materiale kompletnie nie robi na niej wrażenia.
Do stworzenia projektu może posłużyć dowolny program typu CAD. Na zdjęciu widać system operacyjny jakim jest stare, poczciwe Ubuntu CNC i program EMC2.
Pięciostrunowy gryf okazał się być czterostrunowy. Jakiś Czesiek wywiercił dodatkowy otwór, wyskrobał nożem do tapet nowe siodełko i opchnął jako piątkę... Nie miałem możliwości tego sprawdzić. Trudno, robimy czwórkę.
Co gorsza, Czesiek zmienił rozmiar kluczy. Postanowiłem nie psuć tego gryfu bardziej z uwagi na to, że poza tymi defektami był naprawdę ok. Długi, prosty i twardy. Taki jak lubię.
Ferelny otwór zamaskowałem odpowiednio wyprofilowanym drewnianym kołkiem i zaszpachlowałem. Głowka stylizowana na telebass.
Zamiast cienkiego siodełka zamontowałem grube niespotykane w fenderowatych basach. Otwór na nowe został wyfrezowany na CNC. Było to zadanie o tyle trudne, że ewentualne potknięcie, zgubienie kroku przez maszynę niszczyło nieodwracalnie gryf. Gdyby siodełko było zbyt blisko pierwszego progu bas przestałby zwyczajnie stroić. Gdyby za daleko podobnie, ale to akurat dałoby się poprawić. Frez musiał także wybrać trochę materiału z dołu bo nowe siodełko wchodziło zdecydowanie głębiej. Najgorsze w tym wszystkim było to, że do pierwszego strojenia nie wiedziałem czy wymiana się udała.
Pierwsza przymiarka po wyjęciu z CNC. Czemu zaniechałem się budowy basu Marka Sandmana? Zraziło mnie zbyt dużo szczegółów oraz hipotetyczne problemy z wyważeniem. Zresztą, od zawsze miałem słabość do vintagowych desek a'la telebass.
Decha po nadaniu jej właściwego kształtu i zaokrągleniu krawędzi. Wygląda obłędnie, a jeszcze lepiej pachniała. Potrafiłem spędzać długie chwile wąchając kwaśny dąb i słodkawy jesion. Niestety skończyło się to z pierwszą warstwą lakieru. Nie jestem zwolennikiem "sklejek lutniczych" i innych tanich wynalazków. Warto wspomnieć, że po wstępnym szlifowaniu warto zabrać dechę na jakiś czas do domu. Niech drewno przyzwyczai się do innej temperatury. W moim przypadku nie obyło się bez ponownego szlifowania.
Nie wszystko pasowało jak należy. Maszyna zgubiła gdzieś krok i kieszeń wyszła za mała. Tarnik w dłoń i do pracy. Gryf delikatnie wyszlifowałem by lepiej dolegał i przekazywał wibracje.
Pierwsza przymiarka. Zdecydowałem się na taki mostek ze względu na korzystną promocję w sklepie internetowym. I tak struny miały być przewlekane przez korpus co wiązało się z modernizacjami. Zdecydowałem się na jeden Humbucker przy gryfie bo bardzo lubię takie brzmienie.
Kawałek stali powoli staje się płytką do przykręcenia gryfu.
Pierwsze malowanie. Nie pamiętam ile było warstw, ani jakiego lakieru użyłem. Gdybym dzisiaj strugał gitarę darowałbym sobie malowanie na korzyść olejowania.
Elektronika. Wierzcie lub nie, ale dla mnie był to najtrudniejszy etap pracy. Cały czas gitara łapała zakłócenia. Po miesiącach szukania przyczyny okazało się, że w gniazdku w moim pokoju nie ma sprawnego uziemienia...
Wstępne złożenie. Gra. Okazało się, że wiosło służące do prostej szybkiej muzyki ma świetne brzmienie, wyścigowy gryf i niską akcję strun. Nie sądziłem, że wyjdzie tak dobrze. Przyszła pora na detale, czyli najgorsze.
Maskownica... Ekranowanie. Po licznych próbach z winylem zdecydowałem się na maskownicę ze starej sklejki. Vintagowo jak trza. Niestety ta też ni chciała współpracować efektem czego są jej widoczne niedoróbki przy gryfie i ciasno siedząca przystawka. Ekranowanie poszło w miarę łatwo. Co jak co, ale humanista potrafi obsługiwać taśmę klejącą poprawnie.
Tak to wygląda. Gałki potencjometrów zrobione z kości do gry z Tesco. Dobór cyfr nieprzypadkowy. Trzynastka to zdecydowanie moja liczba. Mostek wydaje się być zbyt blisko gryfu, ale to celowy zamiar. Gryf ma 24 progi, jest więc ciut dłuższy niż standardowy. Baśka traci trochę na proporcjach, ale mam 190cm wzrostu tak więc nie mam problemu z zasięgiem ramion. Struny oczywiście przewlekane przez korpus. Zaczepy paska a'la Zakk Wylde czy Van Halen.
Po więcej zdjęć i próbki brzmienia zapraszam za jakiś czas.
A teraz krótki rachunek sumienia:
Serdecznie zapraszam na blog właściciela CNC: http://e34m50b25.blogspot.com/ Gdyby nie on, wiosło nie wyglądałoby tak dobrze jak wygląda.
Tak to wygląda. Gałki potencjometrów zrobione z kości do gry z Tesco. Dobór cyfr nieprzypadkowy. Trzynastka to zdecydowanie moja liczba. Mostek wydaje się być zbyt blisko gryfu, ale to celowy zamiar. Gryf ma 24 progi, jest więc ciut dłuższy niż standardowy. Baśka traci trochę na proporcjach, ale mam 190cm wzrostu tak więc nie mam problemu z zasięgiem ramion. Struny oczywiście przewlekane przez korpus. Zaczepy paska a'la Zakk Wylde czy Van Halen.
Po więcej zdjęć i próbki brzmienia zapraszam za jakiś czas.
A teraz krótki rachunek sumienia:
- Czy opłaca się samemu konstruować instrument? Jeżeli mówimy o finansach to nie. Materiały na ten bas kosztowały grubo ponad 500zł. Jestem jednak bogatszy o unikatowy instrument i doświadczenie. Jeżeli chcecie podłubać i nie macie doświadczenia, czasu i uporu polecam kupno jakiegoś Stagga, Corta czy podobnego wiosła z tej półki cenowej i customizację. według swoich potrzeb.
- Co bym zmienił w konstrukcji? Zrezygnowałbym zupełnie z przedniej maskownicy. Zamiast lakieru użyłbym oleju i to chyba wszystko.
- Co nie wyszło? Po części maskownica oraz gniazdo jacka.
Serdecznie zapraszam na blog właściciela CNC: http://e34m50b25.blogspot.com/ Gdyby nie on, wiosło nie wyglądałoby tak dobrze jak wygląda.
Moim zdaniem bardzo fajnie opisany problem. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJa bym się raczej nie podjął budowy własnej gitary, ale jak widzę faktycznie jest to możliwe. Jakiś czas temu przeczytałem w artykule https://www.eostroleka.pl/dobra-gitara-klasyczna---cena-nie-jest-gwarantem-jakosci,art83104.html o tym jak wygląda rynek gitar klasycznych.
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMyślę, ze budowa własnej gitary to faktycznie jest dość poważny pomysł i chyba ja bym się tego nie podjął. Muszę przyznać, ze również jakiś czas temu czytałem wpis https://joemonster.org/art/12598 gdzie właśnie bardzo fajnie opisano gitary klasyczne.
OdpowiedzUsuńMega dobra robota, fajnie wyszło:) Ja to nie mam takiego talentu i u mnie sprawdził się sklep muzyczny polska, tu można kupić gitary i wiele innych instrumentów.
OdpowiedzUsuń