Obserwacja socjologiczna społeczności klientów XXX, Erasmus Słowacja

Poniższy wpis jest jednym z tekstów który zdarza się popełnić w ramach zajęć uczelnianych. "XXX" nie jest nazwą, a cenzurą którą postanowiłem nałożyć na tekst ze względu na ludzką przyzwoitość. Przedmiotem tekstu jest zawodowa strona mojego trzeciego wyjazdu na Erasmusa, tym razem na Słowację.




Obserwacja socjologiczna społeczności klientów XXX
XXX mówiąc ogólnikowo to słowacki odpowiednik Caritasu. Organizacja trzeciego sektora realizująca wybrane cele polityki społecznej. Nie dane mi było poznać funkcjonowania całej organizacji, ani jej wpływu na stan słowackiego społeczeństwa. Obserwacja ograniczała się do pracy ośrodka dla bezdomnych w Preszowie, trwała dwa miesiące, sierpień i wrzesień 2015 roku. Pojechałem tam jako absolwent Pracy Socjalnej, w pełni licencjonowany pracownik socjalny posiadający pełnię ustawowych praw i umiejętności do pełnienia tego zawodu. Decyzja o skorzystaniu z szansy rozwoju jaką daje Erasmus+ należała do mnie. Mogłem jak wszyscy moi koledzy i koleżanki z roku obronić pracą licencjacką i skupić się na przygotowaniach do studiów magisterskich, odpocząć bądź rozpocząć karierę zawodową. Wybrałem inną drogę.
Od samego początku moim zamiarem była socjologiczna obserwacja ośrodka. Powyższy tekst powstał na bazie pamiętnika w którym zapisywałem swoje przemyślenia, wiadomościach na komunikatorach internetowych oraz szkiców felietonów które pisałem w tamtym czasie.
Miejsce obserwacji
By wejść w strukturę społeczną i móc jasno określić jakie zjawiska mają tam miejsce winien jestem krótkiego opisu lokalizacji w której rzeczowa obserwacja miała miejsce. Preszów to trzecie co do wielkości miasto na Słowacji. Osiemdziesięciotysięczne miasto strukturą bardziej przypominające Łomżę z której pochodzę, niż Warszawę w której obecnie mieszkam. Fundacja Charita posiada wiele placówek o rozmaitych przeznaczeniach. Od ośrodków leczenia uzależnień na domach samotnych matek kończąc. Wyjeżdżając nie wiedziałem gdzie zostanę przydzielony, ani jakie obowiązki na mnie spoczną. Z powodu braku znajomości słowackiego liczyłem na prace biurowe, oraz kontakty z międzynarodowymi ośrodkami. Na miejscu okazało się jednak inaczej. Otrzymałem dyspozycję pracy jako pracownik socjalny w ośrodku dla bezdomnych. Słowackiego miałem „uczyć się na bieżąco”. Teren ośrodka mieści się na wyraźnym uboczu. Z czterech stron jest otoczony przez nieużytki gruntowe, zarośla i chaszcze. Do najbliższych zabudować trzeba iść kilka minut piechotą. Kompleks składa się z dwóch budynków. Pierwszy oprócz parteru posiada pierwsze piętro. Ma podłużny kształt, dostać do środka można się poprzez drzwi wejściowe otwierane tylko przez dyżurującego pracownika. Przez całą długość budynku biegnie korytarz. Pierwsze dwa pokoje to dyżurka pracowników socjalnych oraz pokój socjalny pełniący funkcję składziku. Po dwóch stronach korytarza mieszczą się pokoje z piętrowymi łóżkami, świetlica, łazienki oraz pomieszczenia techniczne. Stan techniczny pierwszego budynku określiłbym mianem dostatecznego. Wyposażenie składało się w większość ze sprzętów podarowanych organizacji przez dobroczyńców tak więc o spójności wizualnej nie było mowy. Wzdłuż korytarza biegną metalowe szafki podobne do tych znanych ze szkół w amerykańskich filmach. W szafkach nie ma jednak podręczników, a dobytek życia klientów. Mijając szafki wstrzymywałem oddech. Odór się z nich wydobywający był nie do opisania. Drugie piętro to dwuosobowe pokoje zamykane na klucz w których klienci mogą mieć swoje przedmioty, ubrania, meble. Na trzy pokoje górne pokoje przypadała jedna kuchnia. Posiadanie własnych przedmiotów, intymności, możliwość sporządzenia sobie posiłku była dla wielu z tych osób przywilejem, ale pamiętajmy, że dotyczy to tylko osób zamieszkałych na drugim pietrze. Wniosek pierwszy: Społeczność klientów jest ściśle powiązana z ich lokacją w ośrodku. Osoby mieszkające na dole dzielą się na dwie grupy: Zameldowanych w grupowych pokojach posiadających własne łóżko oraz tych którzy co noc śpią tam gdzie akurat jest wolne miejsce. Trzecią grupą są wcześniej opisane osoby z drugiego piętra. Kolejną grupą o której należy wspomnieć to matki z dziećmi które mają kilka odrębnych pomieszczeń na parterze, ale ich pokoje przypominają te z góry. Ostatnią grupą ze względu na lokalizację są lokatorzy zarośli otaczających ośrodek. Lato tego roku było wyjątkowo gorące, tak więc wielu z pensjonariuszy wolało spać na zewnątrz. Powodem takiego zachowania była bez wątpienia prohibicja na terenie ośrodka. Nie jestem w stanie oszacować ile procent populacji stanowiły poszczególne grupy. Wynika to z faktu, że bardzo łatwo było stracić uprzywilejowaną pozycję na pierwszym piętrze na rzecz losowych łóżek na parterze, a byli klienci którzy w przeciągu tygodnia z pozycji uprzywilejowanej spadali na sam dół drabiny śpiąc w krzakach. Zazwyczaj na własne życzenie. Posiadanie dostępu do kuchni umożliwiało przyrządzenie sobie posiłku, oraz gdy nikt nie patrzył wyniesienie go innym. Minusem stałego zakwaterowania był regularny tryb dnia i nakaz spędzania nocy w izbie uniemożliwiający korzystanie z uroków życia nomada jak nocne pijaństwo i wolna miłość pod gołym niebem.
Drugi budynek jest zupełnie innego standardu. To nowoczesny budynek w którym mieści się stołówka, magazyn odzieży oraz gabinety pracowników socjalnych. Administracyjnie to dwie różne organizacje. Ubrania w magazynie pochodzą od dobroczyńców. Przed przekazaniem ich klientom zawsze są prane i prasowane. Pojedyncza sztuka odzieży kosztuje 50 centów. Wielu z klientów posiadających zmysł estetyczny i chęć schludnego wyglądu jest w stanie skomponować odzież w której są w stanie skutecznie zamaskować swój stan społeczny. Takie postawy są jednak rzadkością. Kolejnym ważnym pomieszczeniem jest kuchnia i stołówka. Swoistą granicę pomiędzy budynkami stanowi najprostsza ławka zbita z dwóch pieńków i deski. Naprzeciw ławki są dwa wiadra. Co dzień rano są puste, a wieczorem zapełnione niedopałkami. Ławka nigdy nie jest pusta.
Ważnym elementem funkcjonowania placówki jest rytm dnia. O godzinie 7 klienci wychodzą z ośrodka na śniadanie. O 13 wydawana jest zupa, za którą należy zapłacić 25 centów. O 20 należy zameldować się w ośrodku na wydawanie pościeli i środków czystości. Wytyczone godziny są nieprzekraczalne. Jeśli ktoś spóźni się to nie wejdzie do ośrodka. Drzwi otwierane są tylko o równych godzinach. Istotnym czynnikiem regulującym życie społeczne ośrodka są prace społeczne. Każdy klient chcący przebywać w ośrodku oprócz uiszczenia symbolicznej opłaty musi wykonywać prace. Liczba godzin w miesiącu jest stała. W zależności od wieku, płci czy doświadczenia zawodowego prace są różne. Od sprzątania pokoi ogólnych, po betonowanie chodnika czy stawianie kurnika. Posiadanie przydatnych umiejętności i dobre sprawowanie może bardzo umilić życie w ośrodku. O wiele przyjemniej jest tworzyć zagrodę dla kur na uboczu ośrodka niż mieszać beton w pełnym stopniu. Owe zasady miały również odzwierciedlenie w tym co robiłem w ośrodku. Doświadczenie w pracach stolarskich obligowało mnie to napraw do których ze względów bezpieczeństwa nie powierzano klientom jak wymiana zamków w drzwiach, lub doświadczenie kulinarne w pracy na stołówce. To właśnie prace wykonywane wspólnie z klientami pozwoliły mi na przenikniecie w ich strukturę. Stosunek klientów do prac dzielił się na dwie zasadnicze postawy: Tych którzy pracowali dobrze, zazwyczaj pensjonariuszy pierwszego piętra nie chcących stracić przywilejów oraz tych uchylających się od pracy.
Relacje i podziały na grupy. Pierwszym skojarzeniem które nasuwa się samo po słowie Słowacja są problemy z mniejszością Romską. Wśród klientów nie ma podziału na cyganów i niecyganów. Nie mówi się o problemach społecznych, wielkiej polityce, wyborach samorządowych. Tematy ograniczają się do teraźniejszości, o przeszłości, a przyszłości tym bardziej nie mówi się wcale. Łatwo rozpoznać „stałych klientów” od nowych. Stratyfikacja społeczna jak wcześniej wspomniałem jest uwarunkowana poprzez lokalizację w ośrodku. Nowi klienci częściej sugerują, czy nawet próbują złamać zasady. Starsi stażem mają zbyt wiele do stracenia i na sugestię wypicia „czegoś mocniejszego” zazwyczaj odpowiadają: „Myśmy już swoje w życiu wypili”.
Kolejny ważnym elementem funkcjonowania placówki są Rekwizyty hierarchii. to przedmioty które określały pozycję osoby w społeczności. Do osób mających zegarek zwracano się z szacunkiem. Jak nadmieniłem wcześniej ośrodek żyje własnym trybem i warto znać godzinę by nie spóźnić się na obiad. Ponadto, ktoś kto ma zegarek jest w jakiś sposób osobą odpowiedzialną, zaufaną, ponieważ mógłby go sprzedać i kupić alkohol, a tego nie zrobił. Świadczy to o mocnym charakterze. Telefon, nawet najprostsza słuchawka to już luksus. Oprócz tego co zegarek oznacza, że taka osoba ma z kim się kontaktować, może jest to rodzina która wspomoże groszem? A jak to zrobi to wiadomo w jaki sposób spożytkować te pieniądze. Telefon może też odtwarzać muzykę, więc umilić czas. Piercing i tatuaże klientów bardziej przypominały rytualne modyfikacje znane z programów podróżniczych niż artystyczne wzory znane z warszawskich ulic. Częstokroć byłem świadkiem „przemieszczania się” kolczyka z części ciała, a nawet na inne osoby.
Normy społeczne to kwestia zasługująca na poddanie szczególnej analizie. Ważnym elementem relacji jest stosunek do własności. Kradzież to sposób na pozyskanie czegoś podobnie jak przemoc. Pojęcie solidarności ogranicza się do tego, że skoro ja Ciebie okradłem, to Ty też możesz okraść mnie, ale jak się o tym dowiem to nie będziemy przyjaciółmi do czasu, aż znów Cię okradnę. Nie przypominam sobie akcentów przemocy, pobicia czy konfliktów pomiędzy klientami. Swoistą granicą kulturową było to, że Cyganie jedzą psy. Nie jest to stereotyp, a czysty fakt potwierdzany przez samych romów. Klienci argumentują to tym, że lubią mięso, a psina jest łatwo dostępna i darmowa. O wiele łatwiej jest upolować psa niż dzika. Wśród klientów, zwłaszcza tych z większym stażem zdarzały się trwałe związki. Oczywiście takie osoby miały swoje pokoje, istniało ciche przyzwolenie na tego typu praktyki.
Trudno jednoznacznie stwierdzić czy moja obserwacja miała charakter obserwacji jawnej czy ukrytej. Z jednej strony student-praktykant z Polski był postacią wyraźnie różniącą się od pracowników czy klientów instytucji, z drugiej jednak żaden z klientów nie wiedział, że jest obiektem obserwacji. Należy podkreślić, że wraz ze mną praktyki odbywał tam kolega z młodszego rocznika który wcześniej w ramach programu unijnego spędził tam kilka miesięcy. Był dobrze znany pracownikom i klientom. Od samego początku klienci byli wylewni i chętnie dzielili się ze mną swoimi opowieściami. Często porównywałem siebie do Zimbarda i jego niezwykle popularnego więziennego eksperymentu. Byłem tam z własnej woli, tak więc nie chciałem „odbębnić” godzin i powrócić do Polski. Na wpływ moich obserwacji mogło mieć rozgoryczenie które czułem po przydzieleniu mnie do katorżniczej pracy. Liczyłem na pracę w administracyjnej jednostce fundacji, a nie w ośrodku dla bezdomnych.
Wtedy zrozumiałem, że dobry pracownik socjalny powinien być kimś w rodzaju literackiego pozytywisty. Pracować u podstaw, z jednostkami na przeciw kolejom losu. Nie nadaję się do tej pracy, chciałbym zrobić dobre badania społeczne, wypracować efektywne metody, przeprowadzić symulację i jak nożem odciąć całość patologię ze społeczeństwa. Nie da się. Pracownik socjalny to człowiek który cieszy się z każdego dnia trzeźwości swojego klienta, z tego że od tygodnia nie pobił swojej żony czy nie pije już denaturatu. Ja taki nie jestem. Ludzie którym tam spotkałem byli przeróżni, jednak co warte podkreślenia to za każdym z nich kryła się historia życia która mogłaby posłużyć jako scenariusz do dobrego filmu.
By uwypuklić procesy społeczne mające miejsce w ośrodku stworzyłem krótką charakterystykę wybranych klientów ośrodka. Zastrzeżenia prawne oraz ludzka moralność nie pozwalają mi na dokładne przykłady, jednak opiszę kilka przypadków w ogólnikowy sposób zmieniając personalia i pewne fakty by niemożliwym stało się połączenie tych osób z opisami z tego wpisu.
- Nazwijmy go Biały. Ubierał się na jasne kolory. Zawsze dobrze wyglądał. Byłem święcie przekonany, że jest wysoko postawionym pracownikiem, albo urzędnikiem przebywającym z wizytacją. Lekkie siatkowe obuwie, kremowe spodnie i koszula wsadzona w spodnie. Włosy zaczesane na bok. Twarz ogolona. Na ręce zegarek. Nie rozmawiał z pozostałymi. Przebywał w małym, elitarnym gronie. Zawsze towarzyszyła mu kobieta. Mijając go na ulicy nigdy nie pomyślałbym, że ubiór stanowi cały jego majątek. Ten człowiek był na tyle uroczy i przekonywający, że nie dziwię się powodzenia jakim cieszył się u młodszych kobiet. Miał powyżej sześćdziesięciu lat. Był niesamowicie grzeczny i kulturalny, jak sam podkreślał chorował na alkoholizm. Znał kilka języków i z przejęciem opowiadał o swoich podróżach nigdy nie narzekając na los. Gdybym nie spotkał go śpiącego w krzakach nigdy nie uwierzyłbym w jego chorobę. Od personelu dowiedziałem się, że jego powierzchowność skrywa cynicznego człowieka bez skrupułów. Kobieta która mu towarzyszyła przybyła tu z dwojgiem dzieci, ale została przez niego zmanipulowana i zostawiła je dla niego.
- Cygan przyjechał z Anglii skąd został deportowany za kradzież. Skończył dwie, albo trzy klasy podstawówki. Jest moim rówieśnikiem, wyraźnie szukającym sobie miejsca. Kieruje nim chęć zdobycia pozycji w grupie. Za nieodpowiednie odzywki do pracowników stracił miejsce w pokoju na pierwszym piętrze. Sprawiał wiele problemów, choć był nieszkodliwy. Zachowaniem przypominał siedmiolatka który sprawdza na ile jego przewinienia są akceptowane i jaką reakcję wywołają.
- Nietoperz to wielki facet o atletycznej budowie ciała. Zawsze za zupę płacił talonami bo pieniądze się go nie trzymały, co znaczy, że każdą sumę przeznaczał na alkohol. Jego pseudonim wziął się stąd, że nigdy nie nocował na miejscu, a całe noce spacerował po mieście.
- Cygan pracuś. Ośrodek był jego domem. Nie miejscem w którym się znalazł, czasowo przebywał. Był jego domem. Pozostali klienci zastępowali mu rodzinę. Nigdy nie robił problemów, nie buntował się. Był moim rówieśnikiem, a mierzył jakieś metr sześćdziesiąt na oko ważył 40 kg. Miał długie włosy i telefon z którego nigdzie nie dzwonił, w zasadzie nie miał do kogo. Gdy pytałem go co słychać, uśmiechał się zadowolony, że kogoś to interesuje po czym odpowiadał, że śpieszy się do pracy. Pewnego razu był bardzo poruszony, powiedział, że jedzie do pracy do stolicy. Byłem przejęty. Od innych pracowników socjalnych dowiedziałem się, że od czasu do czasu opacznie zrozumie jakąś ulotkę czy przekaz i jedzie gdzieś po czym wraca. Wszyscy traktowali go z góry. Ciężko powiedzieć czy był zdrowy psychicznie.
- Młody piękny. Miał dwadzieścia kilka lat. Ubierał się jak czarnoskórzy wykonawcy muzyki hip-hop z teledysków. Nosił workowate spodnie za kolana, koszykarską koszulka bez ramiączek oraz czapkę z wielkim daszkiem założoną tył na przód. Był przystojny, młody i sympatyczny. Dostał pracę w pizzerii, ale zrezygnował bo nie mógł znieść tego, że jego przyjaciele nie mają obowiązków, a on tak. Usystematyzowany styl życia go prześladował. Spał poza ośrodkiem na kocu wraz ze swoją dziewczyną.
- Buntownik. Wyglądał jak typowy przedstawiciel subkultury punkowej. Miał powyżej trzydziestu lat, mimo to nie wyglądał na swoje lata. Smutek po stracie dziecka, alkohol i narkotyki poczyniły spustoszenie na jego umyśle. Pewnego razu przyszedł z kilkoma agrafkami wbitymi w twarz. Taki piercing który dopełniał jego wizerunku. Miał przyjaciół tylko wtedy gdy miał pieniądze, a te miewał raz w miesiącu. Przez pozostały czas wił się samotnie odwiedzając ośrodek raz na kilka dni. Jego stan nie zawsze pozwalał na kontakt.
- Matka. Miała kilkoro dzieci. Ile? Nie wie. Teraz jest w stałym związku z innym klientem. Mają własny pokój. Ktoś przekonał ją by po ostatnim porodzie podwiązać jajowody. Gdy ją spytać co u dzieci - nie wie. Gdy spytać czemu ich nie odwiedza, mówi, że nie może choć to nieprawda. Ma do tego prawo, ale boi się konfrontacji. Jak pójść do dziecka któremu zniszczyło się dzieciństwo po kilkunastu miesiącach, może latach nieobecności i spytać co nowego? W rozmowie z nią nie wolno dociekać zbyt mocno bo płacze. Pomimo trzeźwości żyje chwilą, nie mówi o tym co było, albo co będzie. Dla niej i wielu innych ludzi liczy się tylko to co jest teraz.
- Ekipa remontowa. To kilkoro pracowników którzy na skutek alkoholizmu stali się częścią XXX. Mieli własne pokoje na pierwszym piętrze. Wielu z nich mieszkało tam z kobietami które poznali w ośrodku. Byli bardzo weseli i pogodni. Milkli i denerwowali się jedynie gdy ktoś wspomniał o alkoholu. Mówili wtedy: „Myśmy już swoje wypili.”
Klienci XXX to specyficzna grupa społeczna. Na swój sposób elitarna. Powyższymi charakterystykami starałem się pokazać, że pomimo tego kim Ci ludzie teraz są nie zawsze tacy byli. Nie wiem czy socjologia potrafi wskazać mechanizm w jaki sposób reprezentanci różnych grup społecznych na skutek różnych czynników stali się klientami xxx. Smutne doświadczenie pokazuje, że pomimo starań niewielu jest w stanie polepszyć swój byt i wrócić do normalnego społeczeństwa. Tak więc, czy XXX tworzy odrębną społeczność? Drugie, hermetyczne, alternatywne społeczeństwo dla ludzi z „przeszłością”? Nie umiem tego jednoznacznie stwierdzić. Po lekturze artykułu „socjolog w więzieniu” starałem się określić na ile te miejsca są ze sobą podobne. Podstawową różnicą jest to, że z więzienia w większości przypadków się wychodzi. Z miejsc takich jak XXX rzadko.
Moim głównym grzechem, z którego ciężaru nie zdaję sobie sprawy, a który mam nadzieję zostanie mi odpuszczony jest fakt, że relatywnie długo zwlekałem z spisaniem moich obserwacji w tej formie. Jednakże, z uwagi na unikatowość tego miejsca i okoliczności w których się znalazłem czuję się w obowiązku do przekazania tej wiedzy szerszemu gronu. Liczę na uczciwą krytykę.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

C. Wright Mills "Wyobraźnia socjologiczna" Obietnica

Łomża to Podlasie czy Mazowsze?

BASS DIY, czyli gitara basowa własnej roboty #1