Czemu nie oglądam Idola?

Źródło: http://muzycznewiesci.pl/powrot-idol/

 Żyjemy w czasach przesytu. Mamy wszystko, a nawet więcej niż potrzebujemy. Lata temu gdy byłem młodym pacholęciem tryumfy odnosił program "Idol".  Czegoś takiego wtedy jeszcze nie było. Prawdziwy muzyczny show żywcem wzięty zza oceanu. Z jednej strony ludzie niesamowicie utalentowani chcący odnieść sukces na rynku muzycznym, z drugiej kosmici, dziwacy i przemanierowani ekscentrycy. Całości dopełniało świetnie dobrane jury. Najciekawsze były pierwsze etapy gdzie uczestnicy śpiewali a'cappella i byli wnikliwie oceniani przez komisję. Następne odcinki nie były tak pasjonujące, ale dalej interesujące. Przez gruby kineskop telewizora czuć było, że rozgrywa się coś ważnego. Idol wchodził w krew. W sobotę całą rodziną leżeliśmy na kanapie i oglądaliśmy finały. Co odcinek odpadał inny uczestnik. Mieliśmy swoje, typy, gusta i o nich dyskutowaliśmy. Poznając uczestników czuło się z nimi jakąś więź, dla nich udział w programie był czymś historycznym dla mnie także. Dzielili się z nami swoimi emocjami, a my je bezprecedensowo chłonęliśmy. Z czasem program ciekawił coraz mniej. Odpadali ci których chcieliśmy widzieć w finale, aż ktoś wygrał. Później nastała druga, trzecia i kolejne edycje. Jednakże to te dwie pierwsze były przełomowe. Do pierwszej poszli wszyscy chcący spróbować co da im program, a do drugiej nastawieni na sukces. Oczywiście zdaję sobie sprawę z dużej generalizacji, ale tak wtedy czułem. Nie tylko zwycięscy nagrali płyty. Na fali popularności wielu uczestników wydało "swoje" debiutanckie krążki. Jaki wkład był ich w tworzeniu tych płyt? Zapewne niewielki. Wytwórnie miały już gotowe scenariusze dla uczestników napisane pod zyski i grupy docelowe. Program minął, kontrakty wygasły i nic. Część próbowało swoich sił w muzyce, część się przebranżowiła. Po latach stało się coś niesamowitego. Okazało się, że Ci niezwykle utalentowani ludzie zaczęli od przysłowiowego zera i obecnie nagrywają świetną muzykę. Przykłady? Proszę;

Krzysztof Zalewski. Facet który może zagrać koncert sam z gitarą, z pełnym zespołem, lub grając samodzielnie na wszystkich instrumentach z looperem. Mając 19 lat, długie włosy i ramoneskę wygrał drugą edycję Idola, po czym nagrał płytę "Pistolet" w mocno rockowej stylizacji. Dziś robi muzykę w której czerpie stylizacje z wszystkich gatunków zręcznie bawiąc się konwencjami i stylistyką. Dopóki nie usłyszałem jego solowego projektu miałem mu za złe odejście od gitarowego grania. Dziś wiem, że warto było czekać.


Paweł Kovalczyk. Prawdziwy audiofil. Nagrał płytę jazzową, metodą jednego cięcia na analogowych taśmach. Połączył jazzową bezkompromisowość z popową przystępnością co wcześniej uważałem za niemożliwe. Wygrałem jego wszystkie płyty w konkursie na najlepszy komentarz na FB. Wygrałem, bo byłem jedynym komentującym... Z jednej strony to świetnie, że mogę nacieszyć się krążkiem w fizycznej postaci z autografem, z drugiej jednak smuci mnie to dokąd zmierza ten świat skoro nie doceniamy rzeczy tak dobrych. Po Idolu Paweł pracował w różnych branżach, również jako kelner nie porzucając jednak marzeń o karierze muzyka.


Bartas Szymaniak. W Idolu był "kolesiem od beatboxu". Dzisiaj również beatboxuje, jednakże robi to na żywo z użyciem loopera i w akompaniamencie gitarzysty. Nie jestem zwolennikiem tej formy ekspresji, a sam beatbox kojarzy mi się z raczej ze środowiskiem hiphopowym niżeli Boobym Mcferrinem, muszę jednak przyznać, że to co robi Bartas jest niesamowite. Zwłaszcza na koncertach.


Tomasz Makowiecki. Po eksperymentach z młodym melodyjnym rockiem wydał płytę nagarną na syntezatorach żywcem wziętych z lat 80 co w połączeniu ze swoistą nutką melancholii stworzyło niezapomniane kompozycje.


Sławomir Uniatowski. Wielki powrót z piosenką napisaną dwanaście lat temu. Nie zgodził się na warunki proponowane przez wydawnictwa, dzisiaj wraca z płytą w klimatach lirycznej muzyki filmowej.





W 2017 pojawił się nowy idol. Obejrzałem tylko jeden odcinek, jednak odrzuciły mnie żarty z cycków, obrażanie uczestników i kpienie z ludzi którzy często pokładali w nim nadzieję na spełnienie marzeń. A czy kiedyś było inaczej? Nie pamiętam. Może w pamięci mam tylko wyidealizowaną formę Idola, może to już ten czas gdzie zamiast cieszyć się życiem, powtarza się "kiedyś było lepiej". Może. To nie kwestia tylko idola, a raczej wszystkich talent show. Te programy nie mają znaleźć talentów. One mają być rozrywką dla mas, prawdziwymi "gwiazdami" są celebryci zasiadający w jury i prowadzący. Kto jeszcze pamięta, że Dawid Podsiadło odpadł na castingu ze swoim zespołem w Mam Talent? Takich historii były setki. Nie każdy ma w sobie tyle siły i uporu i siły, by mimo nieprzychylnych opinii walczyć dalej o marzenia. Siedząc wygodnie przed TV nie myślimy o ludziach którzy są zmęczeni podrożą, czekają od kilku godzin by mieć minutę na jak najlepsze zaprezentowanie się przed celebrytami. Przykro patrzeć jak ludzie którzy chcą spełnić marzenia są mieleni przez telewizyjną machinę. Co gorsza widzę te same twarze w różnych reality show. Czasami dziękuję Bogu, że poskąpił mnie talentu i pracowitości. Umiem się tylko mądrzyć, a na to nie ma jeszcze talent show. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Łomża to Podlasie czy Mazowsze?

C. Wright Mills "Wyobraźnia socjologiczna" Obietnica

BASS DIY, czyli gitara basowa własnej roboty #1