Kibole w Turcji! Besiktas! | Erasmus Turcja


Euro 2016 trwa w najlepsze, nie żeby mnie to interesowało, ale sama świadomość istnienia takiego zjawiska odkopuje miłe wspomnienia.

Piękny, młody i?

"Jeśli chodzi o football można powiedzieć, że jestem jaroszem." Znam zasady, raz do roku kopnę piłkę i to w zasadzie wszystko. Rozgrywkami ligowymi i mistrzostwami przestałem interesować się w 2002 roku. Miałem 10 lat i jak cała znana mi Polska padłem ofiarą manii na piłkę kopaną. Okazało się, że reprezentacja Polski w piłce nożnej awansowała na Mistrzostwa Świata w Korei. Działo się, oj działo. Karty z piłkarzami, figurki z czipsów, moda na grę w piłkę. Jakiemuś czarnoskóremu piłkarzowi prezydent osobiście wręczył obywatelstwo, by jak czarny bocian wspierał naszą reprezentację. "Nasze orły" jak szybko wyfrunęły tak i wróciły. Czarnoskóry z polskim paszportem w kieszeni też się ulotnił. A miało być tak pięknie... W jakimś stopniu było. Do dziś dnia pamiętam jakiś nazwiska z tamtej reprezentacji, a z obecnej nie znam nikogo. Jak wiecie z wpisu o olimpiadzie, masowa euforia to kompletnie nie moje bajka. Kończąc ten przydługi wstęp... To był definitywny koniec mojej przygody z piłką nożną...



... potem wyjechałem do Turcji, gdzie to drugiego tygodnia pobytu otrzymałem taką propozycję wyjazdu:
- Sebo! jedziemy jutro na wycieczkę ze studentami.
- Ale jak?
- Zaprosiła nas nasza koleżanka z akademika.
- Mnie też?
- Też.
- Jesteś pewna?
- Tak. Jedziesz z nami.

No i fajnie, no i cześć. Wstajemy rano, bierzemy manatki i udajemy się do akademika Anity, a następnie na miejsce zbiorki. W kawiarni spotykamy jej koleżankę z którą mamy jechać. Zamawiamy jakieś drożdżówki i herbatę, a ja mam czas obejrzeć koleżankę wnikliwym okiem. Ipek, bo tak jej było na imię to pomalowana na blond Turczynka, jedna z tych bardziej wyzwolonych. To bardzo piękna i inteligentna kobieta. Ubrana była bardzo luźno, a gustownie zarazem. Jedyne co psuło efekt to za duży t-shirt w biało-czarne pionowe pasy. W Turcji widziałem wiele osób w koszulkach piłkarskich tak więc nie robiło to na mnie wrażenia... Koleżanka całkiem nieźle mówiła po angielsku tak więc nie zaprzątałem sobie głowy takimi szczegółami. Po posiłku poszliśmy na autobus. Po dojściu na miejsce okazało się, że nie tylko ona ma taką koszulkę. W barwy klubowe było ubranych 90% autokaru.

- Zbychu ja spierdalam. - jak zwykle popisałem się odwagą i wysublimowanym językiem.
- Dobra Sebo jedzisz z nami. Jak coś to nie mówisz po angielsku...
- No dobra. Powiedz mi jak się nazywa ten klub?
- Besiktas
- Besiktas, Besiktas, Besiktas, Nie zapomnij kurwa... Bezpikaks, kurwa.

Nauczony poprzednią podróżą wiedziałem, że miejsca trzeba zajmować szybkim i zdecydowanym posunięciem. Nie ma czasu na zastanawianie się bo resztę podróży można spędzić stojąc. Moją uwagę zwróciło wolne miejsce pośród dziewczyn na samym początku autobusu. Wydawało mi się to dobrym wyborem wszakże płeć piękna nie bije tak mocno.

- Excuse me, Can I sit here? - spytałem, zapominając o tym, że miałem nie używać angielskiego.
- Evet, evet - powiedziała nieznajoma i wskazała mi miejsce
- Sebastian. - przedstawiłem się wyciągając rękę. Znów zapomniałem, o innej obyczajowości i że wd. opowieści mogą odrąbać mi głowę za takie zachowania
- Siema! - odpowiedziała nieznajoma
- No Siema, siema! - fajnie, że ktoś zna coś po polsku.
- jok siema, Śszejma! - A, masz na imię Siema, Zabawne. Nie odrąbuj mi głowy.


Drzwi autokaru zamknęły się niepostrzeżenie, a ja zostałem sam. Zbychu i Anita siedzieli gdzieś z tyłu, Ipek w środku. Nim pojazd wyjechał z miasta ktoś podłączył smartphona ze skoczną muzyką, ludzie zaczęli się przemieszczać i głośno rozmawiać. Atmosfera była naprawdę miła i życzliwa. Co wydawało mi się nieprawdopodobne to fakt, że połowę pasażerów stanowiły kobiety... W Polsce kibicowanie to dalej męskie zajęcie, a to dopiero początek różnic. Niestety, blond czupryna, jasna karnacja i sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu skutecznie zniszczyło moje próby wtopienia się w tłum. Pewnym krokiem podeszło do mnie dwóch kibiców i zakapiarskim tonem o coś mnie spytali. Spojrzałem nerwowo na Zbycha, ale był zajęty rozmową. Wymijająco odpowiedziałem:
-Polonia... Erasmus... Turcze zor...
Widocznie spodobała mi się moja odpowiedź, bo pomimo zapewnienia, że ich język jest mi obcy jak mandaryński wypytywali mnie o różne rzeczy. Tu należy się małe dopowiedzenie. Nie były to pytania jak swojskie: "Za kim jesteś?" czy "Masz jakiś problem?" a jakieś szczegóły o to co tu robię. "Kibole" też wyglądali jakoś normalnie. Po żadnym pasażerze nie było widać siłowni i sterydów. Fryzury były doprawdy różne. Gdy gospodarze uczyli mnie tańczyć (przypominam, że akcja dzieje się w jadącym autokarze) do akcji wkroczyła Ipek pytając się mnie czy wszystko w porzadku. Po kilku kolejnych minutach nauczyłem się jakiś przyśpiewek. Moją rolą było dośpiewywanie frazy: "Laj, Laj, Lajla laj", a w innym momencie "Beszkiktasz". Impreza trwała w najlepsze. "Jako tako" rozmawiałem z ludźmi, coś śpiewałem, tańczyłem tylko jedna rzecz mi nie pasowała. Wnet dotarło do mnie to, że jestem trzeźwy. Co dziwne pozostali też byli. Bawić się, spędzać czas w euforycznym nastroju "na sucho" było mi jakoś niezręcznie. Pierwszym przystankiem było słone jezioro Tuz Gulu, które dosłownie oznacza słone jezioro...



Woda rzeczywiście była słona, widoki piękne, a zabawa szampańska. Zdjęliśmy buty i zaczęliśmy pluskać się w wodzie jak dzieci. Oczywiście nikt z nas nie przewidział, że słona woda pozostawia białe plamy na odzieży... Cóż. Brudne dziecko to szczęśliwe dziecko. Przyłączył się do nas Soner którego nazwaliśmy Wariatem, bo w zasadzie dobry Wariat z niego.



Kolejny krok to odwiedzenie mauzoleum Ataturka. Ataturk to ojciec współczesnej Turcji. Dla większości Turków to uosobienie wszystkich cnót. Jego kult jest tak wielki, że nie wierzę w to, by na terytorium Turcji znalazł się choćby jeden kilometr kwadratowy bez jego podobizny. Oczywiście na banknotach widnieje tylko on. Jego dokonania są imponujące,  wszakże stworzył nowe państwo które stało się mocarstwem i jest nim do dziś dnia. Jego mauzoleum jest proporcjonalne do kultu którym się go otacza. To chyba jedno z nielicznych miejsc w Turcji w którym nie ma łupin po pestkach słonecznika co najdobitniej podkreśla szacunek jakim go darzą.  Ojciec Turcji był jednak surowy i bezwzględny dla innych narodów zamieszkujących terytorium rodzącej się potęgi. To właśnie on odpowiedzialny jest za ludobójstwo Ormian i Kurdów o czym Turcy zapominają.




Po powrocie ze zwiedzania pojechaliśmy na imprezę. Jak na kiboli przystało jedliśmy ciasto i piliśmy soki. Potem zaczęły się tańce. Część tańców była koedukacyjna, czyli parkiet był wymieszany pod względem płci, część natomiast... Fani Borata będą wiedzieli co mam na myśli. Mężczyźni tańczą po jednej stronie, kobiety po drugiej. Tańczy się "disco", czyli bardzo energicznie i sztampowo co mi się podoba. Kompletna improwizacja, zero dziwnych, mechanicznych ruchów znanych z polskich klubów, bardziej erotycznie i kiczowato, ale także wesoło i zabawnie. Turcy traktują taniec jako zabawę, nie podchodzą do tego jak zakapiory w polskich klubach próbujący ruszać się tak, by mięśnie czworogłowe karku były dobrze widoczne w przyciasnych t-shirtach. Turecka impreza to taki swojski misz-masz Borata i tańca ze sceny w klubie gejowskim w American Pie 3.



O Turcji jeszcze coś napiszę lecz będą to raczej luźne wpisy niż bogate opisy przeżyć wewnętrznych znane z wcześniejszych postów. Tym akcentem kończę, widzimy się niedługo.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

C. Wright Mills "Wyobraźnia socjologiczna" Obietnica

Łomża to Podlasie czy Mazowsze?

BASS DIY, czyli gitara basowa własnej roboty #1