Hejt w białych kołnierzykach. O nienawiści na polskim LinkedInie

LinkedIn, jako miejsce mające łączyć profesjonalistów wydawać by się mogło, jest wolne od negatywnych zjawisk takich jak „hejt”, stających się nieodzownym elementem portali społecznościowych. Nic bardziej mylnego.

LinkedIN w przeciwieństwie do Facebooka nie ma społeczności patostremerów, fanpage'y z memami wyśmiewający każdy aspekt rzeczywistości czy agresywnych grup quasi-politycznych. Mimo to nie można z całą pewnością stwierdzić, że jest wolny od hejtu. Do przemyśleń na ten temat skłoniła mnie wypowiedź pewnego użytkownika, która wszystkich zwolenników ograniczenia ruchu samochodowego w miastach określa mianem „ekoterrorystów”, a ich poglądy „propagandą”. Co najsmutniejsze, słowa te padły z ust osoby mającej w swoim portfolio również doświadczenia z pracą w branży Public Relations.

Jak wygląda hejt na LinkedInie?

LinkedIn powinien służyć do wymiany informacji zawodowych i z moich obserwacji wynika, że większość użytkowników tak też postrzega ten portal. Nie znaczy to jednak, że nie dochodzi  tam do ożywionych dyskusji na tematy branżowe, biznesowe czy wręcz światopoglądowe. Zdarza się jednak, że pewne granice zostają subtelnie przekroczone. W przytoczonej sytuacji po zwróceniu uwagi na "mało parlamentarny" sposób słownictwa stałem się ofiarą pasywno agresywnych uszczypliwości. Hejt na LinkedInie z całą pewnością istnieje, przybiera jednak zgoła inną formę niż ta, do której przyzwyczaiły nas media. Hejt na LinkedInie nie jest spektakularny, ani wymierzony wprost. Zazwyczaj ogranicza się do używania nacechowanych negatywnie sformułowań i narzucania porządku dyskusji w sposób mający raczej poniżyć oponenta niż przekonać go do swoich racji. Zastanawiające jest to, co tak naprawdę pcha ludzi do nienawiści. Chwilowy impuls? Stan emocjonalny? A może tacy już są i okazuje się, że przysłowiowy król jest nagi, a biały kołnierzyk na zdjęciu profilowym nie czyni nikogo lepszym? Najsmutniejsze w tej sytuacji, jest to, że hejterzy w garniturach nie widzą problemu w swoim zachowaniu, co nie znaczy, że problem nie istnieje.
Powiedzmy sobie to wprost. Hejt jest tylko lub aż nienawiścią, bez znaczenia jak zagranicznie i odlegle brzmiących określeń użyjemy, pozostaje tym samym. I ma to samo źródło - negatywne emocje. Po tragicznych wydarzeniach z Gdańska, debacie publicznej na temat odpowiedzialności słów i mediów, większość z nas udaje się, że problem dotyczy, tylko „tych drugich”. Nikt już jednak dzisiaj nie ma wątpliwości, że mowa nienawiści zbiera swoje żniwo w realnym świecie. Na szczęście hejt na LinkedInie nie nie jest zjawiskiem powszechnym. 

Hejt czy złe nawyki?

Dyskurs medialny na temat zjawiska hejtu i mowy nienawiści cechuje pewna nadwrażliwość. Nie należy jednak popadać w skrajność i szukać hejtu tam gdzie, go nie ma. Nie jest to jednak jedyna bolączka użytkowników tego portalu.

Pierwszym, nagminnie popełnianym błędem jest “kolekcjonowanie” kontaktów. Użytkownikom Linkedina “500+” raczej nie kojarzy się programem socjalnym polskiego rządu, a z liczbą kontaktów widniejącą w profilu. Tysiące wirtualnych znajomości mogą być powodem do dumy, tymczasem, do zbudowania potencjalnej publiki wystarczy bot, czyli prosty algorytm, który w imieniu użytkownika zaprasza do sieci kontaktów osoby spełniające określone kryteria. Stworzenie takiego bota jest banalnie proste, a Internet pęka w szwach od poradników na ten temat. Gdy jako student założyłem konto na LinkedInie, imponował mi fakt, że ktoś z kim nigdy nie zamieniłem słowa, pragnie być na bieżąco z moimi zawodowymi perypetiami. Dziś nawet nie akceptuje wszystkich zaproszeń. Ilość znajomych na LinkedInie jest równie imponująca, co… Ilość znajomych na innych portalach społecznościowych. Dobrą radą, powtarzaną przez wielu ekspertów ds. wizerunku w sieci, jest wyznaczenie sobie limitu sieci zawodowej – moim limitem jest 300 kontaktów. O swoim profilu na LinkedInie należy myśleć jak o wizytówce przekazywanej osobom, z którymi chcemy utrzymać zawodowy kontakt, nie zaś jak o ulotce rozdawanej na ulicy.

Drugi, w moim mniemaniu największy grzech polskich LinkedInowiczów to najzwyklejszy brak kindersztuby. Często otrzymuję zaproszenia do sieci kontaktów bez żadnej informacji, czemu to ja mam się tam znaleźć. Nigdy nie mam pewności, czy zaprosiła mnie realna osoba zainteresowana moim portfolio czy wspomniany wcześniej bot. Zapraszając nieznane osoby, polecam napisać dwa zdania – np.; Nazywam się XYZ, tworzę projekt XYZ chcę mieć Pana/Panią w sieci kontaktów ponieważ, szukam osób z branży XYZ. Kolejną rzeczą, która bywa niesamowicie frustrująca jest nieodpisywanie przez „kontakty” na wiadomości pomimo ich odczytania lub przerywanie konwersacji w trakcie jej trwania. Sprawia to wrażenie, jakby niektórzy użytkownicy czuli się na tyle ważnymi personami, że odpisanie na przeczytaną wiadomość mogłaby… No właśnie. Traktujmy innych, tak jakbyśmy sami chcieli być traktowani. Zazwyczaj to wystarcza.

Innym, często komentowanym błędem jest umieszczanie na swojej tablicy prywatnych treści, których miejsce jest raczej na Facebooku lub wręcz na Instagramie. Jak na ironię, użytkownicy LinkedIna chętnie udostępniają na ten temat łańcuszki, które bądź co bądź są domeną “lekkich” portali społecznościowych. Mnie jednak ten problem nie dotyczy. Jak wspomniałem, stosuję selekcję zaproszeń do sieci zawodowej.

Kot, drugi obok posiłku symbol tabloizacji treści na LinkedInie.

Pułapki LinkedIna

Granica pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym zaciera się tak bardzo, jak pomiędzy życiem w cyfrowym i rzeczywistym świecie. Dlatego tak ważne jest oddzielenie własnych, często kontrowersyjnych przekonań od działań na LinkedInie.

Każdy doświadczony rekruter wie co oferuje LinkedIN i przed rozmową rekrutacyjną robi stosowny rekonesans. Oczywiście – posiadanie profilu na LinkedIn nie jest obligatoryjne, ale każdy już posiadający tam konto ma je w jasno określonym celu. O ile przeglądanie Facebooka kandydata przez rekrutera jest wścibstwem i przekroczeniem pewnej granicy w etyce zawodowej, to w przypadku LinkedIna nie powinno budzić żadnych zastrzeżeń. Osoby wysławiające się w niepożądany sposób, nie potrafiące dyskutować bez uszczypliwości mogą przejawiać podobne tendencje w życiu zawodowym. Taka osoba wciąż może być świetnym fachowcem, jednak niekoniecznie sprawdzi się w dziedzinach wymagających kompetencji miękkich. Ponadto zatrudnianie takich osób bywa zwyczajnie ryzykowne, ze względu na straty wizerunkowe jakie może przynieść. Rok temu media żyły aferą w której, jeden z reprezentantów kadry kierowniczej chciał „sprzedać” sekretarkę. O ile jego intencje ograniczały się do pomocy w znalezieniu pracy byłej podopiecznej, to rubaszny sposób komunikacji kompletnie odwrócił wzrok od meritum. Osoba polecana została okrzyknięta ofiarą seksizmu, a nie specjalistą, a polecający seksistą. Bo o ile można zrozumieć, że takie dyskusje mogłyby mieć miejsce pomiędzy kolegami przy kieliszku, to nie na ogólnodostępnej platformie, gdzie oprócz siebie reprezentuje się także organizację, w której jest się zatrudnionym. Skończyło się na oświadczeniu prasowym przedsiębiorstwa i niesmaku.

Immanentną cechą dzisiejszego świata jest łatwość w tworzeniu fikcji. Każdy może mieć zdjęcie jak profesjonalista, okrzyknąć się trenerem, coachem czy doradcą, a nawet mieć wywiad w prestiżowych mediach, czy pozyskać inwestorów nie mając potrzebnej wiedzy i doświadczenia. Osoby proaktywne, mówiące dużo i chętnie na temat swojej dziedziny są zwyczajnie postrzegane jako eksperci, w przeciwieństwie do osób nie mających potrzeby dzielenia się wiedzą ze światem. Co gorsze, bywa, że reprezentanci obu tych grup budują na tej zależności swój system wartości. Mechanizm ten świetnie opisuje Efekt Dunninga-Krugera, czyli zjawiska psychologicznego polegającego na tym, że osoby nie posiadające kwalifikacji w jakiejś dziedzinie życia przejawiają tendencję do przeceniania swoich umiejętności, tymczasem osoby wysoko wykwalifikowane są raczej pełne pokory i przedstawiają tendencję do zaniżania oceny swoich umiejętności.


LinkedIn postrzegany jest jako miejsce skupiające wyłącznie profesjonalistów, jednakże, jakie są ku temu podstawy?  Portal ten już dawno przestał być elitarnym miejscem, a w dzisiejszym świecie nieszczerość jest wyjątkowa trudna do weryfikacji. Sam system poleceń i sieć kontaktów nie wystarcza jako mechanizm kontroli społecznej. Niestety trzeba pogodzić się z tym, że nienawiść i kłamstwo istnieje w przestrzeni publicznej. LinkedIn nie jest wyjątkiem. Wymienione wady oczywiście nie dyskwalifikują LinkedIna jako świetnego narzędzia do wyszukiwania kontaktów biznesowych. Nawet pomimo tego, że są osoby, które korzystają z tego portalu w nieodpowiedni sposób.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Łomża to Podlasie czy Mazowsze?

C. Wright Mills "Wyobraźnia socjologiczna" Obietnica

BASS DIY, czyli gitara basowa własnej roboty #1