Dom, czyli najlepszy polski serial
Upalny lipcowy dzień dwutysięcznego
dziewiątego roku, skwar lejący się z nieba, siedząc w swoim
pokoju, oglądając telewizję odzyskuję wiarę w polskie seriale. Z
tego i wielu innych powodów były to najlepsze wakacje w moim życiu.
Możecie się śmiać, ale serial któremu poświęcony jest ten wpis
w znacznym stopniu wpłynął na moje postrzeganie świata.
Serial „Dom” kręcono na
przestrzeni lat 1980 – 2000, na światło dzienne wyszły cztery
sezony, łącznie dwadzieścia pięć odcinków, dziewięćdziesiąt siedem minut każdy. W przybliżeniu czeka was ponad czterdzieści
godzin serialu. Teraz nasuwa się pytanie czy to dużo? Akcja toczy
się na przełomie lat 1945-1967. Dla porównania mam dwadzieścia
lat, i zastanawiam się cze czterdzieści godzin wystarczyłoby by
ukazać moje życie takim jakie jest. Te liczby mogą przerażać,
dane zalatywać operami mydlanymi ale próżno szukać tu
jakichkolwiek podobieństw do tasiemców znanych nam z telewizji. A
więc czas jest tu słowem kluczowym. Bohaterowie serialu to
przedstawiciele naszych rodziców i dziadków. W serialu są
świadkami takich wydarzeń jak: Zakończenie drugiej wojny
światowej, wprowadzenie komunizmu, lądowanie człowieka na księżycu
czy strajki studenckie. Jesteśmy świadkami jak bohaterowi stają
się rodzicami a potem dziadkami.
Recenzja serialu Dom to sztuka
niemożliwa do osiągnięcia, nie istnieją kryteria według których
należałoby się oceniać ten twór kultury. Każdy odcinek jest
długości przeciętnego filmu i posiada własny tytuł. Tak więc
można je oceniać oddzielnie, mając na uwadze ogólny zarys fabuły
serialu. Jakość nagrywania, operatorzy, dźwiękowcy – to
wszystko się zmienia.
Efekty są jak na tamte czasy bardzo
dobre, świat został przedstawiony bardzo dobrze. Wybuchy,
fajerwerki, wyburzenia ścian czy choćby krajobraz zniszczonej
Warszawy. To wszystko przenosi widza w inne okoliczności. Ba, trudno
jest nie poczuć magii tego serialu.
Gra aktorska stoi na bardzo wysokim
poziomie, wielu uznanych aktorów zaczynało swoje kariery właśnie
na planie tego serialu. Pojawiają się np. Piotr Fronczewski który
hipnotyzuje głosem czy Daniel Olbrychski. Same postacie są bardzo
dobrze pomyślane: Mamy tutaj typowych robociarzy – marksistów.
Ludzi którym komunizm wydawał się utopijnym ustrojem. Niekiedy
boleśnie przekonujących się o własnych pomyłkach.
Przedstawicieli przedwojennej inteligencji, dla których nowy ustrój
nie był łaskawy. Nie zabraknie tu również tzw. Krętaczy (w
pozytywnym tego słowa znaczeniu) którzy dzięki sprytowi potrafią
wszystko załatwić. Jest tu także spora grupa ludzi dla których
komunizm był trampoliną w karierze, dzięki ich pochodzeniu. Ich
wszystkich łączą dwie rzeczy. Pierwsza to adres, wszyscy mieszkają
w kamienicy przy Złotej 27. Druga to problemy powojennej
rzeczywistości którym stawiają czoła. I nie mam na myśli tu
zniszczeń wojennych, bo każdy mur da się postawić ponownie. Mam
tu na myśli problemy moralne, często wręcz filozoficzne. Dobrym
przykładem jest proces Doktora Sergiusza Kazanowicza, który zabił
kata z obozu koncentracyjnego. Ale również wiele innych małych
problemów, którym poświęcona jest krótka scena, a dojrzenie ich
wymaga od widza spostrzegawczości i empatii. W pamięci najgłębiej
zapadła mi scena z pierwszego sezonu. W jakimś klubie odbywała się
potańcówka. Ludzie jedli, pili kulturalnie przy stolikach każdy w
swoim gronie aż do momentu gdy zagrano pewną melodię (której
nazwy nie udało mi się ustalić). W tym czasie ucichły wszystkie
rozmowy, wszyscy zajęli swoje miejsca i słuchali tej melodii. Był
jeden wyjątek, pewien młody mężczyzna wyciągał swoją
rozbawioną partnerkę na parkiet i próbował z nią tańczyć.
Pozostali ludzie krzyczeli: „Do tego się nie tańczy!”, on
odpowiedział ,że „Wojna się skończyła!” i został
wyprowadzony przez tłum z lokalu.
„Na złotej gardzą Talarem!”
czyli wojna klas. A raczej stosunek to warstw społecznych. Te słowa
wypowiedział Bronek Talar do Leszka Talara na temat mieszkania z
Andrzejem Talarem u jego teściów na ulicy Złotej. Brzmi to trochę
pokrętnie, ale nia da się tego inaczej ubrać w słowa. Podział
warstw społeczeństwa to problem wielokrotnie poruszany w serialu
Dom. Ukazane są tu poglądy obu stron, a także różne postawy
przedstawicieli tej samej klasy. Dobrym przykładem jest Andrzej
który próbuje się asymilować i przypodobać wykształconym
rodzicom Baśki. Jego brat Bronek to człowiek który „nadużywa
życia”. Wokół siebie robi szum i ma kompleksy na punkcie swojego pochodzenia, lecz w odróżnieniu od Andrzeja mówi o tym głośno i
nie zamierza wyzbyć się swojej zaściankowości. Twórcy serialu
nie ustawili się po żadnej ze stron, ukazali to wszystko w bardzo
obiektywny sposób.
W serialu nie brakuje wątków
miłosnych. Fabuła nie ogranicza się tylko do mezaliansu czy
liniowych umizgów bladych lowelasów. W uczucie wkradają się
sytuacje które są jak na owe czasy nieprawdopodobne. Kluczowym
elementem relacji staje się odpowiedzialność. Konsekwencje jakie
ponosi Andrzej fałszując informacje, ciąże, śmierć,
niewierność. Wszystko to jest konsekwencją uczuć, a bohaterowie
ponoszą odpowiedzialność. Brzmi to dość ogólnikowo, ale staram
się jak mogę nie ujawniać fabuły, psując tym samym przyjemność
tym którzy jeszcze nie oglądali tego serialu.
Humor w serialu jest subtelny i
utrzymany w dobrym smaku. Na uwagę zasługują zwroty Pana Popiołka
czy chociażby słynne „Riki tiki tak” Mundka. Obecny jest
również komizm sytuacyjny, lecz serial nie jest komedią! Ot fabuła
czasami ulega rozluźnieniu.
Ostatnia scena ostatniego odcinka.
Ktoś umiera i w tym momencie ukazana jest migawka życia pewnego
bohatera. Przez minutę obserwujemy siwiejące włosy, powstające
zmarszczki i zmiany bohatera, widzimy kim się staje. A kim ja będę
za dwadzieścia lat?
Ta melodia to:
OdpowiedzUsuń" Czerwone maki na Monte Cassino".