Raymond A. Moody - Życie po życiu & Osobista refleksja na temat religii


    Życie po życiu znalazłem w szafie w domu mojej babci w wakacje 2010 roku. Książka była własnością mojej mamy, jako iż zawsze lubiłem starocie postanowiłem zaopiekować się tym znaleziskiem. Był to czas w którym nie czytałem wcale książek, nie czułem takiej potrzeby a w szkole wystarczała znajomość streszczenia i charakterystyk głównych bohaterów. Przed osiemnastymi urodzinami przeczytałem całe trzy książki które nie były lekturami i co najwyżej kilka wynikających ze szkolnego przymusu. Tą postanowiłem przeczytać ale już po wstępie uznałem ,że nie jestem na to gotowy, jestem zbyt młody może za mało ostrożny w formułowaniu wniosków. Przygodę z ogólnie pojętym czytelnictwem rozpocząłem miesiąc później a Życie po życiu czekało na swoją kolej.
    Posiadany przeze mnie egzemplarz nie posiada żadnych informacji co do roku wydania ani wydawnictwa. Jest to prosty druk formatu a5 drukowany chyba z resztek dostępnych w drukarni. Poszczególne kartki potrafią różnić się grubością, fakturą a czasami nawet przebijają treść z poprzedniej strony. Okładka wykonana jest z chropowatej ,cienkiej tektury przedstawia człowieka w kapeluszu schodzącego ze schodów. Za jego plecami lewituje wielkie oko. Całość jest czarno-biała, rysunek jest prostym, oszczędnym szkicem. Cena takiego samego egzemplarza zaczyna się od 2 zł na aledrogo.  
Jest to praca naukowa, dotyczy zjawiska umierania i powracania do życia przez osoby które doświadczyły śmierci klinicznej. Sam autor jest bardzo ostrożny, na wstępie informując ,że książka może zawierać osobiste przemyślenia i nie jest do końca obiektywna. Materiał do badań to zapiski z przeszło tysiącem osób. Dobór dokonał się techniką kuli śnieżnej i doszedł do około tysiąca badanych. Byli do ludzie z różnych klas społecznych i środowisk. Niestety wszyscy reprezentowali kulturę zachodnią. Wydaje mi się ,że badania były by lepsze gdyby zbadać jeszcze ludzi z kultur pierwotnych. Zjawisko o którym nie mówi się głośno okazało się być bardzo powszechne. Nie chcę zdradzać wyników badań, ale o paru faktach powinienem napomnieć. Dr. Moody posiada wyższe wykształcenie z filozofii, medycyny i psychologii. Tak więc o merytoryczną stronę dzieła nie należy się martwić. Nie jest to dzieło nawróconego intelektualisty czy gorliwego katolika, obiektywizm w mojej opinii został zachowany. Nie należy zatem obawiać się ,że Życie po życiu jest książką z przekazem: moja religia jest najlepsza na świecie, jeżeli tego nie akceptujesz spłoniesz w piekle.
    Wśród doświadczeń jakie towarzyszą temu zjawisku znalazły się takie jak; Retrospekcja całego życia, opuszczenie własnego ciała, uczucie ciepła i błogości, białe światło czy spotkanie bliskich zmarłych. Rzekłbym standardowe zjawiska dotyczące wyobrażenia śmierci. Tylko w jakim stopniu to książka wpłynęła na postrzeganie tego zjawiska, a w jakim stopniu to populistyczne postrzeganie wpłynęło na książkę? Nie mam pojęcia. Jest jednak jeden element o którym nie słyszy się często, nawet wikipedia go perfidnie pominęła. Mowa o potrzebie nauki i poznawania świata. Tak, osoby które przeżyły śmierć kliniczną czują wielką potrzebę nauki, samodoskonalenia się i poznawania świata. Dlatego jest to niewygodna pozycja dla przedstawicieli religii, którzy zawsze stoją na przeszkodzie postępu. Żaden z pacjentów Dr. Moodiego nie usłyszał: Wrócisz do życia ale masz chodzić do kościoła, meczetu i słuchać się kapłanów bo oni i tylko oni mają rację.  




    Nie jestem alfą i omegą, nawet do samej alfy (samca alfa) mi daleko. Mój światopogląd jeszcze się kształtuje i mogę najzwyczajniej w świecie nie mieć racji. Rozmawiając o tej książce ze znajomymi doświadczyłem pewnego zaskoczenia. Otóż osoby o konserwatywnych poglądach bały rozmawiać się o śmierci, tak jakby czytanie takich dzieł miało je do niej przybliżyć (choć deklarują ,że wierzą w życie pozagrobowe). Nie chcę generalizować ale jest w tym jakaś sprzeczność. Dochodzę do konkluzji iż religia jest jak brudny słoik w którym zamknięci są osoby uważające się za religijne. Widzą świat trochę innym niż on jest, tak naprawdę widzą tylko jego zniekształcony obraz jednocześnie są wrogo nastawieni do wszystkiego co znajduje się „poza”. Jestem pewien ,że gdyby okazało się ,że Chrystus urodziłby się ponownie w średniowieczu spłonął by na stosie oskarżony o herezję. Jeżeli byłby czarnoskóry w dziewiętnastym wieku umarłby jako niewolnik na okręcie płynącym do Ameryki. Gdyby żył tu i teraz jego „wyznawcy” okrzyknęliby go lewakiem i brudasem. Schizma w KK dokonała się na naszych oczach. Polski odłam wykształcił w sobie pewną niezależność. Gdy papież Franciszek wzywa kapłanów (tych w Polsce też) do życia w ubóstwie w Polsce buduje się pałace a kapłani mają własne telewizje, jeżdżą luksusowymi autami i żyją poza prawem. Dogmat o nieomylności papieża tutaj nie działa. Podobnie sprawa ma się z pojęciem dobra, otóż dobre jest tylko to co kościół uznaje za dobre. Cenzura w czasach komuny była zła i obecnie w dowód miłosierdzia i przebaczenia należy powywieszać wszystkich związanych z tamtym ustrojem. Za to indeks ksiąg zakazanych stworzony przez kościół jest już dobry bo choć cenzura to „nasza”.Proszę nie odbierajcie mojego wywodu jako atak na "waszą" religię, jestem przeciwny każdej religii. Wydaje mi się, że sfera sacrum powinna być sprawą indywidualną i intymną.  Świat „wierzących” tonie w wielkim potopie hipokryzji i nie wydaje mi się by miało się to szybko zmienić.


Uprzedzając ewentualne pytania: Czy jestem ateistą? Nie. Uważam się za osobę wierzącą ale nie religijną.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Łomża to Podlasie czy Mazowsze?

C. Wright Mills "Wyobraźnia socjologiczna" Obietnica

BASS DIY, czyli gitara basowa własnej roboty #1