Czy Polska powinna przyjąć uchodżców? Wspominki ze studenckiej emigracji w Turcji | Erasmus Turcja

Winszuję wszystkim którzy ot tak głoszą radykalne hasła. Tak zwyczajne, bezrefleksyjnie, na podstawie kilku artykułów czy memów oceniają skomplikowaną sytuację. Tak nie powinno być.

Pamiętacie wpis "Impreza jak w tureckim akademiku"? Dziś jest świetny moment, by opisać co zdażyło się później. Kończył się słowami: "Pewien Kurd usłyszał rozmowę Omera w autobusie na nasz temat i postanowił nam pomóc"

Nie wiem czemu umieściłem tu to zdjęcie. Nie mam pojęcia.
A więc... Leżąc na ciepłym łóżku akademika, pozbawiony wszelkiej nadziei mówiłem do siebie: Wysłałeś mnie tu Boże by nauczyć mnie pokory? Ok.. Tylko czemu tak drastycznie? O pomoc modlił się też pewien Kurd mieszkający samotnie. Omer, czyli kolega poznany jeszcze w akademiku starał się znaleźć nam lokum. Było to prawie niemożliwe dla dwóch niepalących cudzoziemców. Byliśmy mentalnie przygotowani na trzymiesięczną tułaczkę po Turcji z namiotem. Wnet zdarzyło się coś nieprawdopodobnego. Rozmowę Omera z kolegą w autobusie usłyszał Ersin - Kurd mieszkający samotnie. Zainteresował się losem dwóch polaków na studenckiej emigracji w odległym kraju. Omer zgarnął nas z akademika i powiedział, że mamy rozmowę w sprawie mieszkania. Nie mając nic do stracenia udaliśmy się piechotą do docelowego miejsca. Powoli opuszczaliśmy ruchliwe centrum, mijaliśmy gwarne kawiarnie i wielkie galeria handlowe. Krajobraz robił się coraz bardziej ponury i wręcz stereotypowy. Szliśmy szybkim, zwartym krokiem dociekając o szczegóły których Omer nie znał. Na rogu sklepu czekał na nas Ersin. W jego wyglądzie było coś odróżniającego go od turków. O ile ludzie których mijaliśmy na ulicy wydawali się gładcy, opływowi to Ersin, podobnie jak większość Kurdów był ich przeciwieństwem. Niski, szeroki w barkach, o grubych kościach. Rysy jego twarzy, podobnie jak całego ciała były jakby "kanciaste", ostre mocne. Głowa była jakby kwadratowa. Wyglądał jak postać z Minecrafta. Spod mocnych kości policzkowych i dużego nosa patrzyły małe czarne oczy. Patrząc na tego człowieka wydawało mi się, że byłby idealnym gladiatorem. Miał krótkie kręcone włosy. W dotyku szorstkie niczym druciana szczotka. Jego zachowanie przeczyło wyglądowi. Był strasznie cichy i przestraszony. Ten człowiek bał się nas jak ognia. Przywitał się z nami jak robią to przyjaciele w Turcji dwukrotnym uderzeniem boków głowy. Prowadząc nas do domu mówił strasznie cicho i szybko. Jego ton głosu był strasznie uległy.

Mieszkanie mieściło się w sześciopiętrowym bloku, oczywiście na szóstym piętrze. Standard mieszkaniowy? Turecki "Gierek". Dużym urozmaiceniem była obecność "american toilet" czyli sedesu. Nie było trzeba robić do "sraj dziury" jak swojsko nazwaliśmy wszechobecne toalety podłogowe.Cóż jestem wam winien epitet o tym cudzie techniki:
"srajdziury" to typ sedesu który nie wystaje ponad powierzchnię podłogi. Wygląda jak miska z odpływem z miejscem na stopy zabudowana w podłogę. Pomimo skojarzeń z biedą takie rozwiązanie jest po pierwsze zdrowe - pozwala na wypróżnianie się w naturalnej pozycji. Po drugie higieniczne, ponieważ nie dotykamy miejsc na których siadali inni ludzie. Po trzecie, łatwe do utrzymania w czystości. Rozwiązanie spotkałem również na Ukrainie i Litwie.
 "Turecki Gierek" nie różni się znacznie od polskiego. Meble są stare, ale w dobrym stanie. Króluje niepodzielnie niskiej jakości drewno i paździerz. Bardzo swojsko - tylko meblościanki z barkiem brak. Tureckie mieszkania różnią się ważnym szczegółem od polskich. U nas m2 to kuchnia, często połączona z pokojem dziennym, sypialnia i łazienka. W tureckiej mentalności salon, nie jest pokojem. Wynajmując mieszkanie dwupokojowe mamy do dyspozycji dwie sypialnie, oddzielną kuchnię, łazienkę, toaletę i salon. Nie ma mowy o spaniu w salonie, ten pokój służy do spędzania w nim czasu; spotkań towarzyskich, czy imprez. Tamtejsza gościnność nie zna pojęcia nieodpowiedniej pory. To całkiem normalne odwiedzić kogoś, by wypić razem aromatyczny czaj po północy. Pudding o trzeciej nad ranem? Czemu nie! Jeśli podejmiemy kwestię metrażu to nasze nowomieszczańskie, europejskie budownictwo wypada słabo. Pokoje są wielkie. Turcja jest krajem w którym żyje się naprawdę dobrze, ludzie chodzą powoli i często jedzą na mieście. Ceny są dostosowane do ich zarobków. To tak jakby u nas herbata w klimatycznej kawiarni na środku jeziora kosztowała złotówkę. Tak jest w Turcji. Wracając do mojej opowieści...

Negocjacje dotyczące warunków zamieszkania prowadziliśmy przy czaju. Oczywiście parzonym w tradycyjny sposób. Tu nie pije się herbaty z torebki śmierdzącej papierem. Usiedliśmy w salonie, nasza taktyka opierała się na zaakceptowaniu wszystkich zasad narzuconych przez Ersina. Nie mieliśmy wyjścia, staliśmy na progu bezdomności. Jak zwykle Omer potrafił przez kilka minut prowadzić ożywioną dyskusję z Ersinem streszczając nam to w jednym zdaniu. Co kilka minut wtrącał: "Czynsz i opłaty dzielimy po równo na trzy", "Nie pijcie tu alkoholu", "Nie sikajcie pod prysznicem" itp. Co najzabawniejsze, ostatni dyktat tłumaczył nam dobry kwadrans, zaczynając od zasad Islamu i słów proroka. Nie wiedzieliśmy co ma na myśli, aż w końcu wypalił, że nie możemy sikać pod prysznicem... Odpowiedzieliśmy, że nie mamy takich zwyczajów, a jego prośba jest głupia i stawia nas w złym świetle. Przeprosił, powiedział, że nie wie wiele o naszej kulturze i woli się upewnić. No tak... "Real face of europeisation"* Dostaliśmy klucze, ładnie podziękowaliśmy i obiecaliśmy, że wrócimy jutro z bagażami.

Pomoc w transporcie bagaży zaoferował Hyżysz- sprzątacz który ugościł nas pierwszego dnia pobytu w akademiku. Nie znał słowa po angielsku,jednak okazał nam więcej serca niż studenci studiujący anglistykę. Zawiózł nas na miejsce, po drodze pokazywaliśmy lewo-prawo rękoma i jakoś dojechaliśmy. Czyli jak się chce, to się da. Na miejscu szybkie rozpakowanie i mieszkamy. Pierwsze dni były dziwne. Ersin wyraźnie bał się nas i prawie nic nie mówił. Nic dziwnego - mieliśmy przewagę liczebną. Któregoś ranka otworzyłem drzwi do jego pokoju i wszedłem niczym mariaczi grając na ukulele. Moja pieść składająca się z czterech akordów wyraźnie zachęcała do wstania z łóżka i udania się na śniadanie. Ersin pokornie, choć nie od razy wykonał polecenie (muszę być przekonującym człowiekiem, bo Ersin nie znał angielskiego). Oczywiście czekało na niego śniadanie przez nas przygotowane. I takie było nasze życie. Wesołe, wspólne, solidarne. Czasem Ersin robił nam kolacje, czasem ja czy Zbyszek. Mieliśmy kolejkę do zmywania naczyń oraz demokratyczny system głosowań. Spędzaliśmy razem prawie cały czas. Po przełamaniu pierwszych lodów okazało się, że mamy podobne poczucie humoru. Potrafiliśmy wieczorami grać w Wormsy, albo wychodzić razem z przyjaciółmi. Od czasu do czasu graliśmy w piłkę, czy przyjmowaliśmy gości.

Ersin od pierwszych dni naszego pobytu uczył się angielskiego. Nie skłamię, jeśli powiem, że po tygodniu był w stanie swobodnie się z nami porozumiewać. Jego nauka polegała na nauce słówek z aplikacji na telefonie i obserwacji tego w jaki sposób mówimy. Gdy nie znał jakiegoś zwrotu pytał tak jak umiał, a my mu odpowiadaliśmy. Słowo daję - gdybym wiedział, że po trzech miesiącach wspólnego mieszkania będzie mówił lepiej od studentów anglistyki nauczyłbym go polskiego.

Ja i Ersin. W demokratycznie wybrany sposób zmywam naczynia, a Ersin robi kolację.

Wyjątkowo miło wspominam nasze nocne rozmowy. O życiu, Bogu, miłości. Zazwyczaj zaczynające się banalnie od jakiegoś pytania, o ich wiarę, tradycję czy kulturę. Na każde pytanie dostałem wyczerpującą odpowiedź, ale działo to w obie strony. Wiele mówiłem o moim spojrzeniu na świat, o tym co mi się podoba, czego się boje, o czym marzę. Mogłem mu zaufać. Ersin nauczył mnie pokory. Jest prawdziwym muzułmaninem, takim których nie pokazują w TV. Pomógł nam, bo tak uczy islam. Pomimo strachu jaki mu towarzyszył potrafił zrobić coś bezinteresownie dla bliźniego. Nie byliśmy jedynymi którym pomagał. Często odwiedzali go koledzy którym pomagał w nauce. Pomagał im bez względu na porę dnia i nocy. Zdarzały się przypadki, gdy o drugiej nad rankiem ktoś potrzebował jego pomocy. Był lubiany przez sąsiadów. Zawsze serdecznie wymieniał z nimi uprzejmości, brał dzieci na ręce i pomagał z zakupami. Pewnego razu właściciele sklepu odzieżowo-przemysłowego zaprosili nas na śniadanie. Było to o tyle dziwne, że posiłek odbywał się w sklepie. Właściciel przyniósł stół, krzesła, ustawił je pomiędzy regałami, a jego żona wstawiła czaj. To ich sklep, skarbówka, sanepid i inne urzędu nie mają tu nic do gadania. A nawet jeśli, to kto doniósł by na właścicieli którzy są powszechnie lubieni i szanowani? Innym razem zostaliśmy zaproszeni na herbatę przez szefa firmy architektonicznej u którego Ersin robił praktyki. Przyjął nas w swoim domu częstując bakaliami i prowadząc z nami ożywione rozmowy. Tak miejscowi traktują obcych. Są przejęci ich losem, mają empatyczne i otwarte podejście. Życzliwość jest silniejsza niż bariera językowa i kulturowa.

Jaki był stosunek islamistów to mojej religii lub jej braku? Obojętny. Nikt mnie nie ganiał, nie chciał zrobić krzywdy,  nie dociekał, nie zmieniał na siłę... Moje poglądy były w pełni akceptowalne i szanowane. Nigdzie nie spotkałem tyle ludzkiej życzliwości i empatii co w Turcji i Kurdystanie. Nigdzie. Polacy ze swoją "tradycyjną polską gościnnością" są daleko w tyle za ludźmi którymi pogardzają. Prawdziwą gościnność poznałem tek naprawdę w regionie Kurdystanu, czyli domu Ersina, ale o tym będzie kolejny wpis.

Jak to się ma do obecnej sytuacji z uchodźcami?
Ludzie się boją. Nie mogę mieć przecież pretensji do nikogo za to, że wyraża zaniepokojenie tą sytuacją. Coś się zmienia, nie wiemy na co, więc strach to chyba prawidłowa reakcja? W całym exodusie który dzieje się na naszych oczach jest wiele budzących zwątpienie faktów. Nie możemy przejść obojętnie wobec doniesień na temat, terrorystów państwa islamskiego ukrytych w tłumie, artykułów o tym jak łatwo jest zdobyć podrabiany paszport itp. Tylko to nie upoważnia nikogo do chamstwa i agresji.
Coś jest jednak nie halo. Pani Merkel rozkłada "kwoty" po wszystkich krajach UE jakby to zależało tylko od niej. To tak jakby zadzwonił do mnie kolega i powiedział: "Słuchaj Sebo, dzisiaj przyjedzie do Ciebie Andrzej z rodziną. Nie znam go, ale to podobno spoko koleś jest" No właśnie, tak zachowuje się obecnie Rada Europy. Polska jest naszym domem i to my powinniśmy decydować o tym czy decydujemy się na przyjęcie uchodźców. Bez rzeczowej kampanii medialnej polskiego rządu utoniemy w morzu dywagacji. Powtórzy się historia ośrodka dla uchodźców w Łomży tylko, że w makro ujęciu.

Ludzi żerujących na ludzkiej tragedii nigdy nie brakowało. Dzisiaj większość polskich partii politycznej podsyca ten strach budując na tym swoje poparcie. Jak byłem mały krzyczałem na widok pająka w kącie domu. Chciałem go nim szybciej rozdeptać, zabić, zrobić wszystko by zniknął z moich oczu jednak zbyt się bałem. Poprosiłem o pomoc mamę. Powiedziała mi: "On się boi bardziej niż Ty". Miała rację. Czy nie podobnie jest z uchodźcami? 38 milionowy naród boi się 10 tysiąca uchodźców. Czasami warto pomyśleć o tym co czuje inny człowiek, w jakiej znajduje się sytuacji.
Internet skupia skrajne opinie. Od początku tej sytuacji nie znalazłem ani jednego wpisu człowieka który nie miałby zdania w tej kwestii. Bo przecież wszystko musi być czarne, albo białe. Może słowa muzułmanina mieszkającego w Polsce was przekonają?

Nie ukrywam, że do tematu uchodźców mam osobisty stosunek. Nigdzie nie zaznałem tyle bezinteresownej dobroci, życzliwości i empatii jak w Turcji i Kurdystanie. Półtora roku temu to ja byłem krok od bezdomności, a moje życie uratował muzułmanin. Nie mogę prosić, o zmianę czyiś poglądów. Proszę więc: Spójrz na uchodźcę jak na człowieka, a nie maszynę do dżihadu.

 22 urodziny. Gdyby nie Ersin każdy poranek w Turcji wyglądałby w ten sposób.




*Real face of eurpeisation to popularny filmik krążący w internecie. Pokazuje ludzi którzy zasłabli na ulicy. W USA i UE ludzie padają i nikt się nimi nie interesuje mimo tłumu na ulicach. W Turcji zaś, nim ktokolwiek dotknie ziemi zbierają się ludzie by pomóc tej osobie. Biegną, krzyczą, nadjeżdża karetka... Ot jak nas widzą. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

C. Wright Mills "Wyobraźnia socjologiczna" Obietnica

Łomża to Podlasie czy Mazowsze?

BASS DIY, czyli gitara basowa własnej roboty #1